Moja historia

Lata 90-te…

Ja.. nieśmiała dziewczynka, mam 10 lat. Jestem kreatywną duszą schowaną w sobie bardzo, bardzo głęboko. Organizuję swoją pierwszą akcję charytatywną- zbiórkę pluszaków dla dzieci z domu dziecka. Bardzo lubię działać, ale o tym wiem tylko ja i moja najlepsza przyjaciółka…reszta świata nie zna mnie takiej. Ja…panicznie boję się odezwać w towarzystwie, kichnąć głośniej na lekcji. Jestem takim klaunem klasowym, jak nie ma z kogo się pośmiać to czemu nie z „Rybci”…

1997 ( Wrzesień )

Dzwoni telefon od kolegi z kolonii letnich. Jakieś harcerstwo, żeglarstwo słyszę w słuchawce…mam 16 lat i szukam swojej drogi w życiu, jakiegoś punktu odniesienia. W domu dzieje się źle…idę na pierwszą zbiórkę harcerską, prowadzi ją śp. druh Zenek, który tak cudownie opowiada o historii harcerstwa i ideałach, że staje się też to moją filozofią życiową…w ZHP moja kreatywna dusza może nareszcie rozwinąć skrzydła…uczę się odzywać w większej grupie osób.. zostaję drużynową.

2002-2004

Studiuję dziennie kierunek ekonomiczny we Wrocławiu, a weekendami prowadzę drużynę ZHP w moim rodzinnym mieście. Jestem z dala od piekła w domu. Poznaję kogoś, kto długi czas jest mi bliski. Mam pod swoim sercem małą iskierkę życia, moją Niunię. Wracam do domu, w którym jest agresja. Moja rodziną daje mi szkarłatną literę na czoło – będę samotną mamą. Przechodzę samotnie całą ciążę i poród oraz walkę w sądzie. Jesienią 2004 pojawia się na świecie moja pierwsza córka- Zuzia. Czuję, że nie kocham jej tak, jak ona na to zasługuje. Ale teraz wiem, że kocham ją, tak mocno jak tylko potrafię. Nie czuję się kimś wartościowym. Przysporzyłam wstydu rodzinie, która wypomina mi to na każdym kroku. Moje poczucie własnej wartości jest nikłe.

2007

Internet, audycje radiowe. Poznaję mojego męża. Zamieniam moje miasto, na Wieliczkę. Niby jest wszystko w porządku, ale nadal jest we mnie wiele złych emocji. Nie potrafię być na spokojnym morzu, które daje mi moja Miłość. Próbuję znaleźć pracę, tylko jaką? Właśnie, nie zastanawiam się nad tym zbytnio i wysyłam moje CV jak leci…byle była to praca biurowa…Ciągle słyszę “ma Pani za duży potencjał”. To jak to? Mam duży potencjał, ale nikt nie oferuje mi pracy. Zmieniamy z mężem plany i rodzi się nasze drugie dziecko, syn Filip. Jestem żoną, matką. Ale tylko ja wiem, że wewnątrz, tak bardzo głęboko, czuję się nadal, tą zakompleksioną samotną mamą, którą każdy krytykuje, za jej decyzje.

2010

Biorę udział w warsztatach aktywizacji zawodowej rodziców. Tam na jednym ze spotkań z psychologiem, doradcą zawodowym zapytano mnie, czy wiem co to DDA. Nie wiedziałam…

Teraz już wiem…udało się zrzucić balast z dzieciństwa i utulić w sobie skrzywdzone dziecko.

2012

Ja? Kim jestem? Co potrafię? Za co mam siebie lubić? Wiem, że bardzo dużo przeżyłam i…w końcu to zaakceptowałam. Ale ileż można dźwigać ten ciężar, ten bagaż. Jestem taka zgorzkniała, taka jakie było kiedyś moje życie. I co? Nie potrafię inaczej, próbuję ze wszystkich sił i nie potrafię inaczej. Owszem jestem już mniej agresywna, ale coraz bardziej jestem cyniczna i zgorzkniała…ech…

Czuję się taka pusta w środku…Jestem nikim…Czuję się złą mamą…złą żoną…złą synową…złą współlokatorką…złą córką…złą przyjaciółką i ta pani psycholog ma w pełni rację, ja nie lubię siebie. A ostatnio nie dostrzegam w sobie, niestety nic pozytywnego, żadnych pozytywów ech… dzień podobny do drugiego i ogarnia mnie niemoc. Nic mi się nie chce, a to mieszkanie tutaj mi wcale nie pomaga. Obserwowana 24h,na świeczniku, krytykowana na każdym kroku…i to wcale nie powoduje, że lepiej się czuję; wręcz przeciwnie, myślę tylko jakby to zrobić, by nie zranić moich bliskich, ale tak jakoś bezboleśnie zniknąć, jakby nigdy mnie nie było. Tylko jak mogłabym to zrobić, gdy na świecie istnieją przynajmniej dwa dowody na to, że jestem i że byłam…ech…Jestem taka zmęczona…

2013

Powoli staram się stawać na własnych nogach…tylko na własnych, nie mojego męża, nie mojej matki, czy też teściowej. Słyszę przez przypadek, że istnieje zawód tester oprogramowania. Postanawiam zgłębić ten temat…zajmuje mi to rok…w końcu po godzinach nauki, gdy sama siebie pytam, ile jeszcze musisz umieć, by zacząć? Nabieram odwagi i próbuję swoich sił. Okazuje się, że wiem o wiele więcej, niż mi się wydaje. Dostaję pierwszą pracę w zawodzie testera i znajduję w niej wielką pasję. Już wiem, że warto było zaryzykować i znaleźć w życiu, pracę, którą się lubi i z przyjemnością ją wykonuje. Czuję, że zaczynam lubić , tę kobietę, którą widuję każdego dnia w lustrze. Stoję na własnych nogach.

2020

Ja? Kim dziś jestem? Silną kobietą, która “zrobiła sobie ze swojego życiowego bagażu ponton, na którym ma zamiar przepłynąć życie”. Moja, trudna historia, przypomina mi, że warto być dla siebie, a nie tylko dla innych. Warto żyć nie według oczekiwań całego świata, ale według tego co ja czuję, co ja myślę i co ja chcę robić. Teraz wiem, że szczęście to nie euforia, ale takie uczucie wewnętrznego spokoju, że jestem, gdzie chcę, z osobami, które kocham. To ja decyduję, kogo i na jakich warunkach wpuszczam do mego życia.

Dziś moje poczucie własnej wartości buduję, nie na tym co inni o mnie myślą, ale na tym, co robię i co chcę robić. Mocno stoję na własnych nogach, a swoją dobrą energię wkładam w pracę charytatywną. Mam to szczęście, że moja firma daje mi możliwość zarówno pracy w IT oraz bycia koordynatorem projektów charytatywnych. To właśnie, ta moja, niełatwa  przeszłość pozwała mi dziś widzieć innymi oczami ludzi i ich potrzeby i odpowiadać na nie mądrze.

Jestem też mamą trójki moich skarbów. W 2018 przyszła na świat nasza druga córka Inga i dopełniła miłością nasz dom i świat. Bo jak to kiedyś powiedziała moja terapeutka, “Miłość to uczucie, którego ma się jeszcze więcej jeśli się nim dzieli” i ja dziś podpisuję się pod tym w pełni.

Nie jestem idealna, i nigdy już nie zamierzam być. I jeśli mogę dać Ci jedną radę: wyrzuć te słowo do śmietnika a zobaczysz jak będzie Ci od razu lżej na duszy.

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: EMOCJE